The Fountain

#1
Czekam na ten film od jakiegoś roku, od momentu kiedy przeczytałem o planach jego nakręcenia. Kolejny obraz Rona Aronofsky'ego, gościa, który stworzył (również napisał scenariusze) Pi i Requiem dla snu. Muzyka - jak zawsze Clint Mansell czyli nieodłączny towarzysz filmowy Aronofsky'ego. Jak tylko będzie można go zobaczyć w kinie bardziej kameralnym niż Multikino będę pierwszy po bilet.

Zwiastun:
http://kino.krakow.pl/film/4497.html

#2
moze i dobrym rezyserem koles był... ale kupil se komputer...

po tym trailerze nie spodziewam sie niczego fajnego, a mowiac brutalniej to jakis dramat posklejany z 13 innych filmow...

#3
uwielbiam Aronofsky'ego ale ten zwiastun wcale mnie nie zachęca a wręcz wygląda to jak zwykły film fantasy.... napewno obejrzę ze względu na muzyke i reżyserie.

#4
ok, na świeżo, zaraz po powrocie z kina:

warto było to zobaczyć, mimo że film mniej rewolucyjny niż dwa poprzednie. mniej zaskakujących kadrów, Aronofsky porzucił swój szybki montaż, więcej było w nim fabuły i historia jest bardzo, bardzo prosta (co nie jest wadą). w dodatku wyraźnie było widać zaczerpnięcia zarówno z Pi jak i z Requiem. szczególnie z Pi.

a co spowodowało mój entuzjazm? ostatnie pół godziny. totalna jazda bez trzymanki, piękna scena, którą chciałoby się oglądać jeszcze raz i jeszcze raz...doskonale skomponowana, niczym nieskrępowana wizja. w klimacie Tool'owskich teledysków. a bez efektów specjalnych i jak to Rev określiłeś - bez komputerów, po prostu ten film by nie istniał.

nie mogę powiedzieć, że był to najsłabszy film Aronofsky'ego. na pewno jest inny. przypuszczam, że niektórzy będą zarzucać tu wciskanie metafor troszkę na siłę, może słusznie, może nie. ja uważam, że dla obrazów, muzyki i emocji naprawdę warto to oglądnąć. kilka razy.

tak się zastanawiam czy koledzy przedmówcy zmienią zdanie :)

#7
pachnidło średnio zawiodlem sie na tykwerze. co do Żródła to jak najbardizje aronofky pelna geba. zmienił co prawda prace kamera ale tu nie pasowalaby chaotyczna i biagajaca jak w pi i requiem. scena z wejsciem na same tronowa rewelacja. ale dalej najlepszy jest pi

#8
Napiszę w tym temacie o kolejnym filmie Aranofsky'ego.

Na pewno, tak jak już Maćko napisał o "Źródle", warto było zobaczyć i "Zapaśnika".
Jednak pozostawił we mnie mieszane uczucia...

Z jednej strony film na pewno bardzo dobry - poruszający, z przemyślaną fabułą.
Kolejny film tego reżysera, który różni się znacznie od poprzednich.

Tym razem miałam wrażenie, jakby Aranofsky poszedł w stronę von Triera (punkt dla mnie w dyskusji z bratem na temat ulubionych reżyserów ;) ). Wpływ na to miała przede wszystkim praca kamery - jednak nie pojawiły się dylematy moralne w stylu duńskiego reżysera.

Tak właściwie to "Zapaśnik" zdał mi się być składanką wielu innych filmów, nie tylko wymienionych powyżej twórców. W trakcie oglądania nasuwały mi się skojarzenie między innymi z "Głową w mur", "Za wszelką cenę" (jak ja kocham polskie tłumaczenia tytułów... :roll: ), "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", "Planet Terror"...

Nie pojawiła się również muzyka charakterystyczna dla Clinta Mansella.

Pomimo tego, że film odebrałam raczej pozytywnie, mam pewne obawy co do twórczości Aranofsky'ego.
Nie wiem, czy traktować go jako bardzo wszechstronnego reżysera, czy może żałować, że jego filmy powoli zaczynają tracić swój charakterystyczny smaczek...
Poza tym w planach na przyszłość ma on nakręcenie "RoboCopa" :shock:

Zastanawiam się, jak bardzo wybór tematyki może wpłynąć na jakość samego filmu - myślę, że kiedyś to właśnie Aranofsky da mi odpowiedź na to pytanie :)

#9
Dee Dee pisze: Poza tym w planach na przyszłość ma on nakręcenie "RoboCopa" :shock:
To mnie nie dziwi. Aronofsky nie jest w moim mniemaniu reżyserem z poczuciem misji, a raczej zwykłym rzemieślnikiem kręcącym filmy dobre ze strony technicznej, ale będące totalnym nieporozumieniem w warstwie przekazu. O ile "Pi" było całkiem dobre, o tyle "Requiem dla snu" to zwykły film-czytadło jak zwykłem nazywać (ktoś na tym forum określił kiedyś R. jako "anthem nastolatka z miasta", co bardzo mi się spodobało ;) ), a "Źródło" było żenującym dwugodzinnym amerykańskim smutasem z kilkoma ładnymi scenami pod koniec.
I jaki tu charakterystyczny smaczek? Co Twoim zdaniem wyróżnia Aronofskiego od dziesiątków innych amerykańskich "rzemieślników"?

#10
Jak można nieodzownie wiązać "charakterystyczny smaczek" z warstwą przekazu?

Pisząc "charakterystyczny smaczek" miałam namyśli niekonwencjonalne ujęcia, doskonałe połączenie muzyki z obrazem - właśnie technikę, o której wspominałeś.

Nie zgodzę się również, że jego filmy są nieporozumieniem, jeśli chodzi o przekaz. Chociaż także nie sądzę, żeby był on na wybitnym poziomie.

Jednak w mojej opinii nie każdy film musi wyryć potężną dziurę w psychice, żeby uznać go za kawałek dobrej roboty.

Pytanie tylko, gdzie jest ta granica?

#11
Dee Dee pisze:Jak można nieodzownie wiązać "charakterystyczny smaczek" z warstwą przekazu?
No właśnie nieodzownie :D

Rozumiem o co Ci chodzi, choć nadal nie mogę się zgodzić. Według mnie "charakterystyczny smaczek" mają filmy Lyncha, Tarkowskiego, Almodovara - każde z ich dzieł tworzone jest w pewnej konwencji (nie mylić ze stałą tematyką). Obudzony w środku nocy mógłbym wyrecytować charakterystyczne dla Tarkowskiego zabiegi techniczne. Z Aronofskim nie da się tego zrobić i nie jest to kwestia gustu - po prostu nie tworzy on niczego nowatorskiego, specyficznego dla jego nazwiska.

I owszem, zdarzają się dobre filmy, w których podłoże tematyczne jest miałkie, lecz wykonanie ratuje imię reżysera. Dla mnie jest to na przykład "Lśnienie" Kubricka, jeden z moich ulubionych filmów, mimo że filozoficznego przekazu nijak nie da się tam odnaleźć.
W drugą stronę podobnie - filmy obudowane na głębokim przekazie nie muszą charakteryzować się doskonałymi efektami specjalnymi - i tu można podać obrazy Szulkina, kręcone przecież przy minimalnym budżecie na jaki stać było filmowców w Polsce epoki stanu wojennego.

Pytasz o granicę - a po co ją w ogóle wyznaczać? :)

#12
Filip Faliński pisze:Pytasz o granicę - a po co ją w ogóle wyznaczać? Smile
Chyba nawet nie da jej się wyznaczyć :)
To jest chyba najpiękniejsze, że każdy odbiera sztukę subiektywnie.

I zgodzę się z Tobą zupełnie, że Aronofsky (no tak, nie Aranofsky :roll: ) nie dorasta do Lyncha, Tarkowskiego, Almodovara czy też na przykład bezgranicznie uwielbianego przeze mnie Triera czy Kusturicy.

Jednak ja musiałabym się mocno zastanowić, nawet w środku dnia, żeby wymienić chociaż kilka charakterystycznych dla nich zabiegów technicznych, zwłaszcza jeśli chodzi o Tarkowskiego, którego tylko jeden film widziałam.

I chociaż nie mam tego tematu tak doskonale przeanalizowanego, nadal pozostaje we mnie wrażenie, że Aranofky ma swój charakterystyczny smaczek.

Tamci pozostali mają swój wykwintny smak :)

#13
Dee Dee pisze: zwłaszcza jeśli chodzi o Tarkowskiego, którego tylko jeden film widziałam.
To już Twoja wielka strata, w razie czego wiesz, że mam wszystkie ;)

Umm, idę po piwo, nie da się słuchać Madredeusa i dyskutować o przekazie filmowym przy całkowitej trzeźwości.
To niewykorzystywanie otaczającego świata, podobnie jak brak poznania filmów Tarkowskiego! ;)
Arrabal.
cron