Napiszę w tym temacie o kolejnym filmie Aranofsky'ego.
Na pewno, tak jak już Maćko napisał o "Źródle", warto było zobaczyć i "Zapaśnika".
Jednak pozostawił we mnie mieszane uczucia...
Z jednej strony film na pewno bardzo dobry - poruszający, z przemyślaną fabułą.
Kolejny film tego reżysera, który różni się znacznie od poprzednich.
Tym razem miałam wrażenie, jakby Aranofsky poszedł w stronę von Triera (punkt dla mnie w dyskusji z bratem na temat ulubionych reżyserów
). Wpływ na to miała przede wszystkim praca kamery - jednak nie pojawiły się dylematy moralne w stylu duńskiego reżysera.
Tak właściwie to "Zapaśnik" zdał mi się być składanką wielu innych filmów, nie tylko wymienionych powyżej twórców. W trakcie oglądania nasuwały mi się skojarzenie między innymi z "Głową w mur", "Za wszelką cenę" (jak ja kocham polskie tłumaczenia tytułów...
), "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", "Planet Terror"...
Nie pojawiła się również muzyka charakterystyczna dla Clinta Mansella.
Pomimo tego, że film odebrałam raczej pozytywnie, mam pewne obawy co do twórczości Aranofsky'ego.
Nie wiem, czy traktować go jako bardzo wszechstronnego reżysera, czy może żałować, że jego filmy powoli zaczynają tracić swój charakterystyczny smaczek...
Poza tym w planach na przyszłość ma on nakręcenie "RoboCopa"
Zastanawiam się, jak bardzo wybór tematyki może wpłynąć na jakość samego filmu - myślę, że kiedyś to właśnie Aranofsky da mi odpowiedź na to pytanie