Tarantino, czyli przeżuwacz

#1
Hm, obejrzalem ostatnio pierwszą część Kill Bill i muszę przyznać,
że dawno nie widziałem równie bezsensownej przemocy w filmie na taką skalę.
Zastanawia mnie, na ile to jest zabawa konwencją ze strony Tarantino,
a na ile niemożność uwolnienia się od niej, albo też od samego bycia Tarantinem.

Jest to jeden z niewielu filmów, jakie zdarzyło mi się widzieć, który mogę z czystym sumieniem odradzić.
Odnioslem wrażenie, jakby to była przerzuta papka japońskiej anime z amerykańską gumą do żucia,
co dało średnio przyjemny w oglądaniu ekstrakt przemocy i brutalizmu.
Wymieszała się tu japońska etyka i estetyka z typowo amerykańską skłonnością do przesady, efekciarstwa i upraszczania.
To chyba Bernard Shaw powiedzial kiedyś, że Amerykanie robią wodę z wina,
tym razem sake zostala zamieniona w wyzutą z jakiegokolwiek smaku ciecz.

Przy okazji wracają poprzednie filmy Tarantino,
osobiście obejrzałem dwa razy Pulp Fiction i nie rozumiem zachwytów nad tym filmem,
chyba, że jest to tylko zachwyt nad samą formą, bo treść jest przecież taka samo banalna jak codzienne życie większości z widzów tego filmu.
Od zmierzchu do świtu też nic nie zostawia w widzu, może poza wspomnieniem tatuażu na Clooneyu.
Wścieklepsy oglądałem dość dawno i tu nie jestem w stanie kompetentnie krytykować,
ale niedawno widziałem Jackie Brown i też nie zbudził on mojego aplauzu.

Z tego wszystkiego wylania się obraz faceta, ktory rzeczywiście spedził młodość w wypozyczaln kaset video,
tylko, że mieląc obejrzane tam filmy z sobą i żonglując cytatami z nich,
nie tworzy żadnej nowej jakości, jedynie ustawia te same klocki na nowo,
czasem malując je na nowe, pstrokate i bardzo czerwone nieraz kolory.

A co Wy o tym myslicie, czy ktoś podziela moje zdanie, czy też posypią się tu na mnie gromy,
za brak wrażliwości na współczesne, postmodernistyczne kino. :D

Na koniec małe pytanie, ilu z Was widziało film Truffaut,
z którego została zaczerpnięta scena tańca Trevolty i Thurman ?
Bo tę scenę zapewne znają i kojarzą wszyscy, tak jak i zwolnioną scenę początkową z matriksa,
ale kto widział pierwowzory ?
Czy dominacja amerykańskiego kina nie skazuje nas na wizualną wtórność, mm ?

#2
zachwyt nad tarntino to jak najbardziej tylko forma. jego filmy z definicji nie maja treści. do kill bila dobudowa idee "spirali przemocy" i analizy przemocy jako takiej. jednak dobudowano.
Co do pulp fiction to jednak jakby na niego nie patrzec byl qw pewnym sensie rewoucyjny ze wzgledu na poprowadzona narracje na (to bylo najbardziej rewolucyjne) - wstawki dialogowe nie majace zadnego znaczenia dla akcji. jest tam jeszcze kilka innych spraw ale te sa najwazniejsze.
Filmu mozna nie lubic ale jego role raczej trzeba docenic. co do obecnych występków tarantino raczej ogranicza sie to do malo odkrywczej, ale niezle zrobionej jadki.

co do filmu Truffaut - widzialem.
co do dominacji kina amerykańskiego to sie nie zgodze powstaja tam naprawde dobre obrazy, ale trzeba umiec je odsiać od całej masy innych filmów (polecam tu magazyn Kino), podobnie ma sie kino polskie. masa szmir ale trafiaja sie perełki

#3
po części zgadzam się z Tobą. zacznę jednak od wczesnej twórczości Tarantino, którą wielbię!

Wściekłe psy i Pulp Fiction. dla mnie bardzo podobne filmy - pod względem formy. Zachwyca mnie w nich to, że oglądając zwykłe sceny z życia ludzi wpatruję się w nie z ciekawością, śmiesznej rozmowie o napiwkach dla kelnerki mógłbym słuchać na okrągło. być może ze względu na grę aktorską, specyficzne poczucie humoru albo na pewną niekonwencjonalność takiego pokazania sprawy. lub pierwsza scena z Pulp fiction: słodka gadka zakochanej pary, która w jednej sekundzie przeradza się...wiadomo w co. jak pierwszy raz to oglądałem do razu pomyślałem - hola, hola...coś tu nie tak, to nie jest taki zwykły film. i z takim wrażeniem zostałem już do końca. myślę, że oryginalność i jakby totalna zlewka wszystkich konwencji przesądziła o tym, że filmy te są odbierane jako kultowe.

Od zmierzchu do świtu. to już trochę inna bajka. widać że to Tarantino bawił się najlepiej przy tym filmie a widz mniej go interesował. i to też jest pewna świeżość, która może pociągać. ten film mi się podoba, tak samo jak podoba mi się na przykład Predator. przy obu filmach można siąść z piwem i się "rozerwać". śmieszy mnie już sam fakt jak można coś takiego nakręcić i jak którykolwiek aktor zgodził się wziąć w tym udział.

Kill Bill natomiast jest pozbawiony tej całej dobrej zabawy, tego jajcarskiego, męskiego spojrzenia na kino. jest zrobiony na siłę, obie części są bardzo niespójne. tak jakby Tarantino miotał się nie wiedząc za co się złapać. myślę że miała to być głupkowata komedia w stylu "Od zmierzchu..." jednak przez specyficzną zabawę widzem Tarantino skutecznie zabił całą radość w tym filmie. piszę tu o przeplataniu scen poważnych i drastycznych scenkami totalnie infantylnymi. dla mnie zdecydowany niewypał, bardzo źle mi się go oglądało.

O pierwowzorze sceny tańca z Pulp fiction nie wiedziałem. choć generalnie Hollywood prześciga się ostatnio w kiepskich kopiach. czasami czuję się traktowany jak, za przeproszeniem idiota, słysząc że muzyka z jednego filmu została wykorzystana w następnym (Babel/Insider)lub wiele innych historii...

jako ciekawostkę dodam, że mój bardzo dobry kolega za czasów liceum znał całe Pulp Fiction na pamięć. heh, nawet ja pamiętam szczegóły typu nazwisko taksówkarki, która odwoziła Willis'a po zwycięskiej walce... :)

#5
Cygnus@
Truffaut -czterysta batów i łubusy - czyli niewiele, narazie nie ciągnie mnie doi reszty
Godarda wiecej jednak najbardziej lubie Allphavile (chyba taka pisownia) i ostatni "nasza muzyka".
Resnais - tylko hiroszima moja miłość.
To w kwesti odpowiedzenia na pytanie(?).
A uzupełnieniem to widziałęm dużo i najczęsciej dobrych rzeczy. A najbardziej lubie kino wegierskie.(niestety trudno dostepne)
A Ty co widziałeś?

#6
Widziałem to co wymieniłeś z tytułu, ale mnie chodziło o to,
że ja się pomyliłem, tylko nikt tegi nie zauważył.
Można by nad tym przejśc do porządku dziennego,
bo to nie pierwszy raz, gdy mój błąd merytoryczny jest niezauważany,
tylko coraz więcej ludzi czerpie swoją wiedzę z internetu,
zatem wypada tu sprostować,
że oryginalna scena taneczna, na której wzorowal się Tarantino znajduje się w filmie Godarda, a nie Truffaut. :)